Bardzo podoba mi się ten nowy typ szablonu, fajne odświeżenie, ale niestety kompletnie nie da się go dostosować do własnych potrzeb - poza tłem nie mogę zmienić ani nagłówka, ani kolorów, ani czcionki... Tak więc ostrzegam przed oczopląsem i przepraszam za nietypowe jak dla mnie niedopasowanie wszystkiego, bo będę z tym layoutem walczyć.
I tak naprawdę nie mam o czym pisać, bo nic wybitnie złego mi się tu nie dzieje (a zazwyczaj najwięcej do powiedzenia mam właśnie narzekając). Odczuwam swojego rodzaju niesprawiedliwość w tym wszystkim - czuję się jak siedmioletnie dziecko, które musi uczyć się wszystkiego w szkole od nowa, nie znam różnego rodzaju kruczków, systemu egzaminacyjnego, pojęć matematycznych i nazw roślin, poza tym słowa mają tendencję do uciekania mi, a gdybym nie musiała wyjeżdżać od siebie, nie byłoby takiego problemu. Bo mimo że od zawsze chciałam się wyprowadzić (i i tak jestem zadowolona), to jest to nie w porządku i czuję się nadal dosyć zagubiona, dodatkowo nie mogę pokazać, że coś potrafię - bo brakuje mi tzw. obycia i po prostu umiejętności językowych - i czuję się trochę tępa. Ale mam nadzieję, że jakoś nabiorę ogłady w tym wszystkim, chociaż nie wiem, kiedy to nastąpi.
Poza tym strasznie dużo jem, zupełnie jak nie ja, cieszę się na każdy posiłek i wyszukuję smaczne dania. Pewnie to po prostu dlatego, że dużo się ruszam, ale i tak wydaje mi się to nienaturalne.
Na szczęście ogarniam jakoś jedno z moich największych zmartwień, czyli pieniądze. Nadal jestem pod wrażeniem stosunku zarobków do cen. Bo chociaż przyjechałam z niewielką jak na tutejsze standardy ilością pieniędzy i wszystko wydaje mi się drogie, to wiem, że zaczynając zarabiać już tutaj, będę sobie mogła pozwolić w zasadzie na wszystko, co będzie mi potrzebne.
Chociaż muszę przyznać, że zachłysnęłam się kosmetykami i słodyczami, ale już panuję nad tym i nie puszczam pieniędzy na prawo i lewo. Ciekawe, jak przeżyłabym 2 tygodnie w Polsce za 200 złotych, biorąc pod uwagę jedzenie, bilety, pościel i początkową nieumiejętność gospodarowania tymi pieniędzmi; tutaj jeszcze mi nawet zostało. Zadziwiające.
No i najwyraźniej przywiozłam ze sobą całą dobrą pogodę z Polski, bo od przyjazdu uświadczyłam zaledwie dwa dni deszczu, a od kilku dni Anglicy wylegli przed domy, opalając się i narzekając na upał (chociaż nie wydaje mi się, żeby 25 stopni było aż takim końcem świata, dla mnie w sam raz na sukienki i cienkie rajstopy, no ale wiadomo, że moja termoregulacja jest zaburzona). Niestety, ma się już ochładzać.
Poza tym jestem zdziwiona, że (jak na razie) radzę sobie z tzw. wspólnym życiem, mając od 19 lat własny pokój. Może faktycznie trochę znormalniałam i nie jestem już taka dzika; chociaż nadal wychodzenie na imprezy to dla mnie za dużo. Stopniowo się socjalizuję, zapoznaję ludzi i rozmawiam, na wychodzenie przyjdzie jeszcze czas (i pieniądze).
Ogólnie to nadal nie mam wrażenia, że się wyprowadziłam, czuję się, jakbym była na wyjeździe wakacyjnym.
Zauważyłam natomiast kompletne zastanie się mózgu, nie umiem przetworzyć najprostszych rzeczy i pozapominałam zupełne podstawy. Te wakacje były jednak za długie, muszę znowu zacząć się uczyć, bo bezczynność źle na mnie działa.
Mam nadzieję, że te wszystkie moje niepokoje zaowocują mi w przyszłości z nawiązką.
I że będę umiała napisać tekst z takim normalnym słownictwem po angielsku już za niedługo.
Moja ulubiona stylistka z Dębicy usunęła bloga! Jestem w szoku :o
♫♫♪ Guns'n'Roses - November Rain