10.22.2011

Look at her with her eyes like a flame

Zbyt bardzo irytowała mnie masa niemożliwych do dopracowania niedociągnięć, tak więc wróciłam do szablonu w typie klasycznym. Jednak, jak widać, jego też zmieniłam na wersję jesienną (zupełnie jakby w Anglii była jakakolwiek jesień, ale pomińmy). Mam nadzieję, że jest przyjemny dla oka i czytanie nie jest utrudnione.

Dalej biję się z myślami, jeśli chodzi o facebooka. Tak, wiem, co najmniej jakby była to sprawa życia i śmierci. Ale może zaryzykuję, jeśli wierzyć w hasła o piątym listopada?

Mam wrażenie, że coś jest nie tak, ale nie umiem tego 'czegoś' zidentyfikować.

Ach, i prośba iście w stylu zamierzchłych czasów blog.onet.pl - jeśli czytasz, to skomentuj proszę. Jakoś łatwiej i chętniej pisze mi się nie w próżnię.

♫♫♪ Massive Attack - Paradise Circus (ft Hope Sandoval)

10.19.2011

Niestety nadal jestem małomiasteczkowa i uważam, że jak coś napiszę, to zaraz dowiem się, że się chwalę, stąd ta długa cisza. Muszę się z tego leczyć, bo potem pojawia się dylemat, jak ja będę wyglądać z plecakiem do kozaków, podczas gdy normalnym jest widok cienkich legginsów połączonych z t-shirtem, sandały przy 10 stopniach czy wygolone pół głowy, a na drugiej połowie długie włosy. Ja chyba naprawdę uważam, że kogoś moje zachowanie i wygląd obchodzą.

W każdym razie, minął już miesiąc, tak więc czas na w-miarę-się-podsumowanie zanim pójdę robić obiad.

Tak więc oto są Przemyślenia, wsparte przez wypicie około pół litra ciepłej nieangielskiej herbaty:

1) Spełnione plany:
  • zaopatrzyć się w smartfona
  • kupić czerwoną szminkę
  • zrobić coś z włosami (inna sprawa, że ładnie wyglądają, ale za nic nie umiem się przyzwyczaić i wyglądam, jakbym cierpiała na nerwicę natręctw, poprawiając je co 5 sekund)
  • znaleźć zagranicznych znajomych
  • umieć sobie zrobić coś do jedzenia na ciepło
2) Plany w toku:
  • podziwiać siebie bez aparatu
  • robić notatki na bieżąco i unikać niepotrzebnych zaległości
  • uczyć się dzielić z kimś codzienne życie
  • przeżyć kolejny dzień za niewielką sumę pieniędzy
3) Być-może-plany:
  • założyć Facebooka? (i nie być ciekawostką socjologiczną oraz nie słuchać o to ciągłych pytań) Chociaż, prawdę mówiąc, mam sporo wątpliwości.
  • zacząć inny język
Plan przyszły jest jeden, ale trzeba na niego pomysłu, pieniędzy i czasu.

4) Obserwacje:
  • dlaczego tu nie ma chipsów paprykowych, smakowej herbaty, normalnej śmietany, zwykłych soków owocowych, a znalezienie pasty do butów graniczy z cudem?
  • dlaczego gotując sobie normalne dania, uważani jesteśmy na wybryki natury?
  • dlaczego tu się nic nie doprawia?
  • dlaczego w kraju, w którym od dawna jest tylu obcokrajowców, nadal wyczuwam w Anglikach subtelną niechęć i dystans w stosunku do siebie?
  • dlaczego deszcz farbuje mi kozaki na biało?
  • dlaczego musiałam tłumaczyć, co to jest ruch prawostronny, że Poland=/=Holland, czemu nie lubię gotowych dań i czy w Polsce są uniwersytety?
  • dlaczego zachłysnęłam się prawdziwą, gigantyczną biblioteką i mogę tam siedzieć cały dzień, gdyby głód nie wyganiał mnie do domu, dlatego w zamian znoszę tony książek do domu i nie wiem, jak je potem odniosę z powrotem w takiej ilości?
  • dlaczego ostatnio jest tak zimno, a jeszcze dwa tygodnie temu Anglicy wylegli przed domy, opalając się?
  • dlaczego myślałam, że tutejszy akcent to wada wymowy?
  • dlaczego ludziom tak zależy na moim Facebooku?
  • dlaczego ludzie nie interesują się geografią fizyczną?
  • dlaczego sądziłam, że w Walii będzie lodowate zimno?
  • dlaczego nie byłam jeszcze na basenie?
  • dlaczego wczoraj zauważyłam, że mój telefon zablokował mi połączenia przychodzące z nieznanych numerów, szukając pracy od kilku tygodni?
  • dlaczego od jakiegoś czasu codziennie grozi mi się przyjazdem na święta?
  • dlaczego przyszłam tyle czasu temu do domu i ciągle nic nie robię?
Szczerze, to skończyły mi się już pomysły, a miałam ich więcej, tylko za długo nosiłam tę notkę w sobie.

10.01.2011

I know it's hard to keep an open heart

Bardzo podoba mi się ten nowy typ szablonu, fajne odświeżenie, ale niestety kompletnie nie da się go dostosować do własnych potrzeb - poza tłem nie mogę zmienić ani nagłówka, ani kolorów, ani czcionki... Tak więc ostrzegam przed oczopląsem i przepraszam za nietypowe jak dla mnie niedopasowanie wszystkiego, bo będę z tym layoutem walczyć.

I tak naprawdę nie mam o czym pisać, bo nic wybitnie złego mi się tu nie dzieje (a zazwyczaj najwięcej do powiedzenia mam właśnie narzekając). Odczuwam swojego rodzaju niesprawiedliwość w tym wszystkim - czuję się jak siedmioletnie dziecko, które musi uczyć się wszystkiego w szkole od nowa, nie znam różnego rodzaju kruczków, systemu egzaminacyjnego, pojęć matematycznych i nazw roślin, poza tym słowa mają tendencję do uciekania mi, a gdybym nie musiała wyjeżdżać od siebie, nie byłoby takiego problemu. Bo mimo że od zawsze chciałam się wyprowadzić (i i tak jestem zadowolona), to jest to nie w porządku i czuję się nadal dosyć zagubiona, dodatkowo nie mogę pokazać, że coś potrafię - bo brakuje mi tzw. obycia i po prostu umiejętności językowych - i czuję się trochę tępa. Ale mam nadzieję, że jakoś nabiorę ogłady w tym wszystkim, chociaż nie wiem, kiedy to nastąpi.

Poza tym strasznie dużo jem, zupełnie jak nie ja, cieszę się na każdy posiłek i wyszukuję smaczne dania. Pewnie to po prostu dlatego, że dużo się ruszam, ale i tak wydaje mi się to nienaturalne.

Na szczęście ogarniam jakoś jedno z moich największych zmartwień, czyli pieniądze. Nadal jestem pod wrażeniem stosunku zarobków do cen. Bo chociaż przyjechałam z niewielką jak na tutejsze standardy ilością pieniędzy i wszystko wydaje mi się drogie, to wiem, że zaczynając zarabiać już tutaj, będę sobie mogła pozwolić w zasadzie na wszystko, co będzie mi potrzebne.
Chociaż muszę przyznać, że zachłysnęłam się kosmetykami i słodyczami, ale już panuję nad tym i nie puszczam pieniędzy na prawo i lewo. Ciekawe, jak przeżyłabym 2 tygodnie w Polsce za 200 złotych, biorąc pod uwagę jedzenie, bilety, pościel i początkową nieumiejętność gospodarowania tymi pieniędzmi; tutaj jeszcze mi nawet zostało. Zadziwiające.

No i najwyraźniej przywiozłam ze sobą całą dobrą pogodę z Polski, bo od przyjazdu uświadczyłam zaledwie dwa dni deszczu, a od kilku dni Anglicy wylegli przed domy, opalając się i narzekając na upał (chociaż nie wydaje mi się, żeby 25 stopni było aż takim końcem świata, dla mnie w sam raz na sukienki i cienkie rajstopy, no ale wiadomo, że moja termoregulacja jest zaburzona). Niestety, ma się już ochładzać.

Poza tym jestem zdziwiona, że (jak na razie) radzę sobie z tzw. wspólnym życiem, mając od 19 lat własny pokój. Może faktycznie trochę znormalniałam i nie jestem już taka dzika; chociaż nadal wychodzenie na imprezy to dla mnie za dużo. Stopniowo się socjalizuję, zapoznaję ludzi i rozmawiam, na wychodzenie przyjdzie jeszcze czas (i pieniądze).

Ogólnie to nadal nie mam wrażenia, że się wyprowadziłam, czuję się, jakbym była na wyjeździe wakacyjnym.

Zauważyłam natomiast kompletne zastanie się mózgu, nie umiem przetworzyć najprostszych rzeczy i pozapominałam zupełne podstawy. Te wakacje były jednak za długie, muszę znowu zacząć się uczyć, bo bezczynność źle na mnie działa.

Mam nadzieję, że te wszystkie moje niepokoje zaowocują mi w przyszłości z nawiązką.
I że będę umiała napisać tekst z takim normalnym słownictwem po angielsku już za niedługo.



Moja ulubiona stylistka z Dębicy usunęła bloga! Jestem w szoku :o

♫♫♪ Guns'n'Roses - November Rain