Zanosi się na dzień z herbatą, depresyjną muzyką i nadmierną ilością myślenia. Podobno lubię się martwić, ale wolałabym jednak uniknąć czegoś takiego.
Nie powinno się zdradzać swoich słabości, w ogóle nie chciałam o tym pisać, ale nie mam co z tym zrobić, wypływa ze mnie i duszę się tym. Nienawidzę być niedoceniana, kiedy ktoś nie zauważa, jak bardzo się staram, uogólniając do jakiejś reszty. Nienawidzę być ignorowana, niewysłuchiwana, pomijana, zapominana. Nienawidzę tego, że od września z dzikim, chorym wręcz zapałem poświęcam praktycznie cały swój czas na szkołę, wiedząc, że pół godziny spędzone nad WOKiem czy chemią poprawi mi oceny, chociaż nie będę potrzebowała tych informacji w przyszłym życiu, ale jedyne, na czym mogę się wybić, to właśnie te chore oceny, i tak siedzę, nierzadko do późnej nocy, uczę się, zwykle wychodzi, czasami nie, a potem ciągle słyszę, że się nie uczymy, olewamy, nic nie robimy, co mnie nie zniechęca, ale niesamowicie irytuje. Nienawidzę spać mniej niż 7 godzin, od dawna funkcjonuję na mniej niż 6, robię wszystko, bo nie potrafię olać nawet prezentacji z polskiego, a i tak wbija się mnie w masę. Nienawidzę widzieć braku ambicji u innych, planów pójścia na byle jakie studia, bo wszyscy idą, a zainteresowań nie mam i tak, poza imprezami, olewania wszystkiego, nieprzychodzenia na większość lekcji, a potem wykłócania się oceny, lizania butów nauczycielom od maja wzwyż, byle tylko wyjść na porządną średnią, strachu przed dorosłością i tym samym odpowiedzialnością, niezależnością i trudniejszą pracą, ciągłego wspominania, jak to kiedyś było pięknie, cudownie i wspaniale, a teraz tragedia, umrzemy, dwa sprawdziany, ciężki tydzień, a przede wszystkim nienawidzę głupoty, cholernej tępoty, na którą natykam się codziennie i niby się śmieję, ale mam ochotę rozpłakać, ze złości, jak zwykle.
Nienawidzę się żalić publicznie, to jest żałosne, robić z tego bloga śmietnik jakichś chorych wyznań emocjonalnej nastolatki, ale tym razem jest mi to najwyraźniej potrzebne, i zaraz pójdę znowu do nauki, żeby coś w życiu osiągnąć. Może i jestem idealistką, ale wierzę w to. I tak, jestem świadoma tego, że jestem uważana za no-life'a (i osobę pieklącą się bezpodstawnie, przy okazji), cóż, po prostu dbam o swoją prywatność i piszę o rzeczach, o których większość już wie, a nie rozgrzebuję spraw osobistych. Zresztą niedawno zorientowałam się, że już dawno wyrosłam z chęci podobania się innym. Całe szczęście.
I wyłączam nie dlatego, że boję się opinii ludzi czytających to. Jeśli chcesz, to i tak uda ci się z nią do mnie dotrzeć. Po prostu dzisiaj nie mam ochoty jej znać.
Btw, jak tak przeglądam tego bloga, to naprawdę przychodzę tu już tylko po to, żeby się pożalić. Żałosne.
♫♫♪ Muse - Hyper Music