Tak więc chodzi o moją nadwrażliwość. Chociaż ten termin sugeruje w zasadzie negatywne nastawienie do tej kwestii, a mnie nie wydaje się, że byłabym lepsza, gdybym to zmieniła. Żeby sprecyzować, mówię tu konkretnie o nadwrażliwości w kwestii zwierząt. Czasem myślę sobie, że jestem jedyną osobą na Ziemi, którą naprawdę rusza podana w Wiadomościach informacja o przerabianiu psów na mydło, przeczytana w Metrze krótka notka o angielskich turystach, którzy bawili się, podrzucając gołębie w ten sposób, że przy upadku łamały sobie skrzydła, albo po prostu zwykła bezmyślność ludzi.
Nie, nie chcę w ten sposób powiedzieć, że pragnę wstąpić do jakiejś proekologicznej organizacji, bo greenpeace'owskie pomysły typu przykuwania się do drzewa są mi zupełnie obce i nie uważam, że cokolwiek zmieniają. Najgorsze jest to, że czuję tu moje najbardziej znienawidzone doznanie, czyli bezradność. Bo o ile chciałabym naprawić świat, o tyle czuję, że nie zdziałam wiele. Dzisiaj na angielskim już chciałam odezwać się, na co wydałabym ten milion euro, ale stwierdziłam, że kretyni dzięki pieniądzom wcale nie przestaną być kretynami i to tak naprawdę nic nie pomoże. Na głupotę niestety nie ma rady.
Jest to jedyna rzecz, która może mnie sprowokować do dyskusji, i jedyna, której będę bronić jak ognia. Niektórzy zapewne w tym momencie stwierdzą, że jestem nieludzka, bo zamiast podarować wygrane pieniądze organizacji wspomagającej rozwój dzieci z prowincji, chciałabym przekazać je zwierzętom. Nie idiotycznym fundacjom, które więcej funduszy przeznaczają na reklamy w gazetach niż na faktyczną pomoc, ale ludziom, którzy naprawdę potrafią i chcą coś zmienić. Nigdy nie twierdziłam, że wpisuję się w ogólnie pojęte normy społeczne, bo, żeby wybrać pasujący przykład, krzywda zwierząt jest dla mnie o wiele bardziej bolesna niż ludzka. Nie potrafię zachować obojętności, kiedy słyszę o tych wszystkich okrucieństwach. Tym bardziej, że odnoszę wrażenie, iż ostatnio przybierają one na sile. A może po prostu więcej się o nich mówi? Nie wiem. Wiem za to, że w ostatnim czasie parę razy byłam blisko rozpłakania się, ze zwykłej bezsilności. Zresztą wcale nie jest to nowe odczucie. Od kiedy byłam całkiem mała, chciałam pomagać zwierzętom. Przez bardzo długi okres czasu chciałam zostać weterynarzem. Nie mam niestety zupełnie predyspozycji medycznych w tym kierunku, poza tym, jak widać, zbyt łatwo się rozklejam.
Tak, wiem, że wszyscy wykształceni ludzie żałują biednych zwierzątek, wrzucą czasem parę groszy na schronisko i zadumają się nad zastrzelonym łosiem, błąkającym się po mieście czy osieroconymi małymi tygryskami. Niektórzy nawet po przeczytaniu sugestywniejszego artykułu przerzucą się na warzywa. Przyznam, że sama od około roku przestawiam się na dietę z niewielką ilością mięsa. To naprawdę pomaga trochę uspokoić te wyrzuty sumienia. Bo przecież mogłabym zrobić więcej. Przecież mogłabym pomagać w schronisku. Mogłabym przynosić petycje do podpisania. Problem w tym, że prawdopodobnie nie wytrzymałabym psychicznie tego pierwszego, a drugie jakoś nie wydaje mi się szczególnie miarodajnym rozwiązaniem. Staram się robić małe rzeczy, sama zresztą mam psa przeznaczonego już 'do odstrzału', ale czuję, że to tak niewiele. A przecież dzieje się jeszcze tyle strasznych wydarzeń, o których nie mówi się codziennie. Dręczy mnie świadomość tego. I tego, że zwierzęta nie umieją sobie pomóc same.
Zresztą poruszenie opinii publicznej jest niesamowicie głębokie. Wszystkie gwiazdki noszące pieski w torebkach paradują w futrzanych, modnych zresztą dodatkach, noszą skórzane torebki czy buty. Drogi usłane są rozjechanymi leśnymi zwierzętami. Bezdomne psy są kopane i przepędzane. Wywozi się konie na rzeź. Wszystkie doświadczenia robione są na małych zwierzętach, typu szczury czy świnki morskie. Kupowane żywe ryby są tylko ogłuszane i potem zaczynają się miotać, kiedy już wraca się z nimi do domu (to jest jedno z moich najbardziej przerażających wspomnień z dzieciństwa). W czasie przychodzących co parę lat tajemniczych epidemii zwierzęta wybijane są profilaktycznie, żeby 'choroba się nie rozniosła'. Słonie zabija się tylko dla kłów. Ptaki wyrzucane są z gniazd dla zabawy. Zatruwa się ryby, poluje na foki, krokodyle i aligatory, tygrysy, hoduje się gronostaje czy norniki, łowione są wieloryby, dzieci urywają nogi pająkom, rozdeptuje się mrówki, bo przechodzą przez drogę danego człowieka, głodzi psy, topi się niechciane szczenięta i kocięta. A ludzie nadal są tak samo obojętni, jak byli, i wszystko dzieje się za cichym przyzwoleniem, bo przecież żadna z ofiar nie zaprotestuje, a buty z prawdziwej skóry nie przemakają, doświadczenia na zwierzętach pomogą leczyć ludzi, a zjadane przez nas zwierzęta i tak kiedyś by zginęły.
A ja mogę tylko siedzieć i o tym pisać. I nawet jeśli przyznacie mi rację, i tak ktoś w tej chwili właśnie robi krzywdę słabszemu od siebie.
♫ Muse - New Born