11.30.2009

When you've seen, seen too much

Moje zdenerwowanie już trochę opadło i czuję, że i tak nie napiszę tego, co chciałabym napisać. Ale przynajmniej spróbuję.

Tak więc chodzi o moją nadwrażliwość. Chociaż ten termin sugeruje w zasadzie negatywne nastawienie do tej kwestii, a mnie nie wydaje się, że byłabym lepsza, gdybym to zmieniła. Żeby sprecyzować, mówię tu konkretnie o nadwrażliwości w kwestii zwierząt. Czasem myślę sobie, że jestem jedyną osobą na Ziemi, którą naprawdę rusza podana w Wiadomościach informacja o przerabianiu psów na mydło, przeczytana w Metrze krótka notka o angielskich turystach, którzy bawili się, podrzucając gołębie w ten sposób, że przy upadku łamały sobie skrzydła, albo po prostu zwykła bezmyślność ludzi.
Nie, nie chcę w ten sposób powiedzieć, że pragnę wstąpić do jakiejś proekologicznej organizacji, bo greenpeace'owskie pomysły typu przykuwania się do drzewa są mi zupełnie obce i nie uważam, że cokolwiek zmieniają. Najgorsze jest to, że czuję tu moje najbardziej znienawidzone doznanie, czyli bezradność. Bo o ile chciałabym naprawić świat, o tyle czuję, że nie zdziałam wiele. Dzisiaj na angielskim już chciałam odezwać się, na co wydałabym ten milion euro, ale stwierdziłam, że kretyni dzięki pieniądzom wcale nie przestaną być kretynami i to tak naprawdę nic nie pomoże. Na głupotę niestety nie ma rady.
Jest to jedyna rzecz, która może mnie sprowokować do dyskusji, i jedyna, której będę bronić jak ognia. Niektórzy zapewne w tym momencie stwierdzą, że jestem nieludzka, bo zamiast podarować wygrane pieniądze organizacji wspomagającej rozwój dzieci z prowincji, chciałabym przekazać je zwierzętom. Nie idiotycznym fundacjom, które więcej funduszy przeznaczają na reklamy w gazetach niż na faktyczną pomoc, ale ludziom, którzy naprawdę potrafią i chcą coś zmienić. Nigdy nie twierdziłam, że wpisuję się w ogólnie pojęte normy społeczne, bo, żeby wybrać pasujący przykład, krzywda zwierząt jest dla mnie o wiele bardziej bolesna niż ludzka. Nie potrafię zachować obojętności, kiedy słyszę o tych wszystkich okrucieństwach. Tym bardziej, że odnoszę wrażenie, iż ostatnio przybierają one na sile. A może po prostu więcej się o nich mówi? Nie wiem. Wiem za to, że w ostatnim czasie parę razy byłam blisko rozpłakania się, ze zwykłej bezsilności. Zresztą wcale nie jest to nowe odczucie. Od kiedy byłam całkiem mała, chciałam pomagać zwierzętom. Przez bardzo długi okres czasu chciałam zostać weterynarzem. Nie mam niestety zupełnie predyspozycji medycznych w tym kierunku, poza tym, jak widać, zbyt łatwo się rozklejam.
Tak, wiem, że wszyscy wykształceni ludzie żałują biednych zwierzątek, wrzucą czasem parę groszy na schronisko i zadumają się nad zastrzelonym łosiem, błąkającym się po mieście czy osieroconymi małymi tygryskami. Niektórzy nawet po przeczytaniu sugestywniejszego artykułu przerzucą się na warzywa. Przyznam, że sama od około roku przestawiam się na dietę z niewielką ilością mięsa. To naprawdę pomaga trochę uspokoić te wyrzuty sumienia. Bo przecież mogłabym zrobić więcej. Przecież mogłabym pomagać w schronisku. Mogłabym przynosić petycje do podpisania. Problem w tym, że prawdopodobnie nie wytrzymałabym psychicznie tego pierwszego, a drugie jakoś nie wydaje mi się szczególnie miarodajnym rozwiązaniem. Staram się robić małe rzeczy, sama zresztą mam psa przeznaczonego już 'do odstrzału', ale czuję, że to tak niewiele. A przecież dzieje się jeszcze tyle strasznych wydarzeń, o których nie mówi się codziennie. Dręczy mnie świadomość tego. I tego, że zwierzęta nie umieją sobie pomóc same.
Zresztą poruszenie opinii publicznej jest niesamowicie głębokie. Wszystkie gwiazdki noszące pieski w torebkach paradują w futrzanych, modnych zresztą dodatkach, noszą skórzane torebki czy buty. Drogi usłane są rozjechanymi leśnymi zwierzętami. Bezdomne psy są kopane i przepędzane. Wywozi się konie na rzeź. Wszystkie doświadczenia robione są na małych zwierzętach, typu szczury czy świnki morskie. Kupowane żywe ryby są tylko ogłuszane i potem zaczynają się miotać, kiedy już wraca się z nimi do domu (to jest jedno z moich najbardziej przerażających wspomnień z dzieciństwa). W czasie przychodzących co parę lat tajemniczych epidemii zwierzęta wybijane są profilaktycznie, żeby 'choroba się nie rozniosła'. Słonie zabija się tylko dla kłów. Ptaki wyrzucane są z gniazd dla zabawy. Zatruwa się ryby, poluje na foki, krokodyle i aligatory, tygrysy, hoduje się gronostaje czy norniki, łowione są wieloryby, dzieci urywają nogi pająkom, rozdeptuje się mrówki, bo przechodzą przez drogę danego człowieka, głodzi psy, topi się niechciane szczenięta i kocięta. A ludzie nadal są tak samo obojętni, jak byli, i wszystko dzieje się za cichym przyzwoleniem, bo przecież żadna z ofiar nie zaprotestuje, a buty z prawdziwej skóry nie przemakają, doświadczenia na zwierzętach pomogą leczyć ludzi, a zjadane przez nas zwierzęta i tak kiedyś by zginęły.
A ja mogę tylko siedzieć i o tym pisać. I nawet jeśli przyznacie mi rację, i tak ktoś w tej chwili właśnie robi krzywdę słabszemu od siebie.

♫ Muse - New Born

11.29.2009

My little tornado, my little hurricano

Boże, jak dobrze, skończył się tydzień odczuwania non-stop głodu. Może to dzięki upływowi czasu, może dzięki cholernej determinacji, ale pierwszy raz zjadłam dziś normalne śniadanie. Czuję, że dobrze się zaczyna, chociaż i tak nadal przeraża mnie perspektywa kolejnych dni.

A teraz najwyższy czas za zabranie się do mojej listy zadań. W końcu po to zostałam w domu ;]

Tip of the day: Najwyższa pora nauczyć się radzenia sobie ze sobą.

♫ The Kills - Last Day of Magic

11.23.2009

Give me all the peace and joy in your mind

Moja wewnętrzna deska krzyczy: 'ŚNIEGU!'. A ja patrzę sobie na to zdjęcie i myślę, jak komuś buźka schudła ;]

Generalnie to ja i moje druty na zębach już się zasymilowaliśmy. Co prawda z jednej strony zęby urażone są niemiłosiernie, z drugiej zamki chcą wydrapać mi policzek i wyjść na zewnątrz, ale takie są uroki asymetrycznej wady. Do dwóch lat wreszcie będę mieć ładny uśmiech. A póki co słucham uwag w stylu 'ładnie ci w aparacie', co do których tak do końca nie wiem, co myśleć i optymistycznie uznaję za komplementy. Bo w sumie nie wygląda to aż tak źle jak się bałam.

A jak już będę duża, to najpierw pojadę z panią Olą do Argentyny i powiem im, żeby mnie też nauczyli tanga, a potem wybiorę się na Kubę i poznam kroki salsy. ;]

Pomimo że jestem niezwykle dumna ze swojej zdrowej postawy, i tak czuję lekkie ukłucie wyrzutów sumienia, więc biegnę do matematyki.

Lubię, jak sprawy się rozwiązują :)

Tip of the day: Telepatia jeszcze nie istnieje, więc niektóre rzeczy należy mówić wprost.

♫ Muse - Bliss

11.18.2009

She was close, close enough to be your ghost

Generalnie to odkryłam, że ciało potrafi odpłacać się za nielubienie go. Może nie jest to szczególnie medyczna teza, ale jestem leczona na kilka rzeczy naraz i coś muszę wymyślić, mimo że moja samoocena powoli pnie się w górę.

Tak poza tym to mam taką książkę, że nie umiem zabrać się za Pana Tadeusza. Ale nie jest mi z tego powodu przykro; i tak już niewiele mi zostało do przeczytania. Rany, tak dawno nie siedziałam z książką dla własnej przyjemności.
Poniżej dwa moje ulubione cytaty. Co chwilę trafiam na jakiś wart zapamiętania, ale zaznaczyłam tylko te.

Dlatego myślę, że może zamiast szukać zaginionych kotów, powinieneś się poważnie zająć szukaniem drugiej połowy swojego cienia.

Problem nie w tym, z czym muszę sobie radzić. Jest natomiast coś, co muszę zrobić. Muszę żyć dzień po dniu w tym swoim ciele, w tym nieprawdopodobnie wadliwym opakowaniu. To wszystko. W zasadzie proste, a jednocześnie trudne zadanie. Ale tak czy inaczej, nawet jeżeli mi się to uda, nikt tego nie uzna za wielkie osiągnięcie. Nie będzie żadnej owacji na stojąco.

H. Murakami - 'Kafka nad morzem'

Tip of the day: następnym razem zwalcz ochotę powiedzenia czegoś głupiego na WOSie. To, że chronicznie nie cierpisz tego przedmiotu, nie oznacza, że musisz wydurniać się przed ludźmi.

♫ Arctic Monkeys - Cornerstone

11.14.2009

Innocence is such a crime

Jessica przeszła!

Tip of the day:
Nie popadać w emocjonalne skrajności.

♫ Late of the Pier - Whitesnake

11.12.2009

I leave the TV on and the radio

Czuję się dzisiaj nieco daremna, mimo że w zasadzie nie zrobiłam nic konkretnego. Ale to i tak był dobry dzień. Choćby dlatego, że film nie był aż tak okropnie straszny, jak się bałam, nie jechałam na basen prosto po szkole i mogłam się przespać po południu, a poza tym to mam dobry nastrój.
Meritum jest takie, iż dzień, w którym otrzymałam pochwałę od Pana Trenera, nie może być zły ;]

Z okazji jutrzejszego Dnia Europejskiego chciałam pomalować sobie paznokcie naprzemiennie na granat i żółty, ale stwierdziłam, że wyglądałabym idiotycznie. Zrobiłam samym granatowym, najśliczniej na świecie, po czym zdecydowałam się na ciepłą kąpiel. Ech --'

Ja i Weronika: *gadają o wszystkim i niczym zamiast wchodzić do wody*
Pan Trener: Halo, przepraszam! Przyszłyście na pogaduchy? Czy to jest miejsce na piknik pod... nad... niecką basenową?

♫ Fever Ray - Concrete Walls

11.11.2009

The day after you stole my heart everything I touched told me it would be better shared with you


Aby całkowicie nie zgnuśnieć w dzień wolny, rano zafundowałam sobie rozrywkę intelektualną. Po angielskim naprawdę chciałam iść na ten spacer, no ale jakoś tak wyszło, że nie wyszło. Pomimo moich 293740 warstw odzieży i, co ważne, kaloszy, i tak zmarzłam i w ten sposób spacer spędziłam w McDonaldzie. Następnie zmarzłam jeszcze bardziej, czekając 25 min na autobus, który i tak nie nawiedził przystanku (niedługo zacznę jeździć na rowerze, przysięgam). Po powrocie do domu zjadłam ciepły obiad - dla zdrowia, potem spróbowałam rogalików, które upiekła mama - z ciekawości, następnie zjadłam kolejne 3 - dla smaku. Kiedy poczułam ukłucie sumienia, przestałam żreć i postanowiłam nadal rozwijać się intelektualnie. Wreszcie przejrzałam zaległe gazety i przeczytałam nowego Mikołajka. Ok. 18 poczułam przejmującą senność. Zadanie z chemii wcale nie podziałało na mnie szczególnie rozbudzająco. Na szczęście po kolacji (dla zasady) znalazłam sobie najlepszą rozrywkę ze wszystkich - forum dla nastolatków. Poodpisywałam nieco na różne smutne wątki, rozbawiły mnie własne żarty i od razu poczułam się lepiej. ;]

Jeśli chodzi o sprawę z poprzedniej notki, to chyba mi przeszło. Omówiłam mój problem z trzema osobami, każda stwierdziła, że irytowanie się jest bez sensu, ja w zasadzie też doszłam do takiego wniosku i uspokoiłam się.

Tymczasem mam przed sobą w perspektywie oglądanie jutro jakiegoś filmu o II wojnie św. Troszkę mnie to przeraża, bo nadal nie czuję się gotowa na zobaczenie obozu w Oświęcimiu. Czasem sobie myślę, że jestem zbyt wrażliwa. Nie wiem tylko, co mam z tym zrobić.

A, i jeszcze poczułam dojmującą potrzebę deski. Szkoda tylko, że nie ma śniegu.

Dzisiaj to już 305 dni! A za tydzień i nieco ponad dwie godziny będę udupiona, jak już sobie tak liczymy.

♫ Arctic Monkeys - Fire and the Thud

11.09.2009

My hopes of being stolen might just ring true

I przez tą głupią sprawę uleciała mi notka, którą noszę sobie w głowie od wczoraj. Chociaż może nie tyle uleciała, co wydaje mi się bezsensowne przedstawianie jej teraz, bo byłabym mało wiarygodna.

Jako że obiecałam sobie nieco dorosnąć i nie szastać oskarżeniami tylko w internecie, a w prawdziwym świecie milczeć, skomentuję krótko: Boże, przecież za dwa miesiące będziemy rocznikowo pełnoletni, a bawimy się w 'psze pani, a on powiedział, że jest lepszy ode mnie'. Porażka. Kiedy już uspokoję się, przemyślę to jeszcze raz i to, co uważam, nadal wyda mi się logiczne, odezwę się jutro na lekcji. Naprawdę. Bo to już jest żałosne.

Tip of the day: Nie nakręcać się w drodze do domu.

♫ Arctic Monkeys - Fire and the Thud

11.07.2009

11.04.2009

Too many things could cut me, too much could make me blind

Generalnie to dzisiaj po raz kolejny zamierzam zrobić sobie świetny prezent i pacnąć na łóżko przed 22. Co prawda niezbyt się wczoraj przez to pouczyłam, ale za to czuję się dobrze psychicznie aż do nadal!

Nie ma to jak panikować na tyle długo, żeby wymusić na szkole wysłanie olimpiady z geografii poleconym priorytetem ;]

♫ Moby - Extreme Ways

11.02.2009

Mind is a razorblade

Największym plusem tego idiotycznego dnia jest fakt, że zmusiłam monitor do działania. Bo cała reszta, począwszy od mojego największego zmartwienia - zębów - przez autobusy, które tym razem nie zaszczyciły mnie wcale (przez ostatnie cztery poniedziałki przyjeżdżał tylko jeden, co prawda spóźniony, ale zawsze), przełożony sprawdzian z PO (a poświęciłam wczoraj rodzajom broni dosyć sporo czasu i jestem pewna, że pisząc wśród całej klasy, dałabym sobie radę), bolący brzuch i mięśnie oraz zimno w pokoju aż do faktu, że skończyłam olimpiadę (zresztą dręczy mnie poczucie, że niewiele z tego będzie) i nie mam teraz w co włożyć rąk, doprowadza mnie do nerwicy. Normalnie poszłabym na bardzo długi spacer z psem, ale listopadowa pogoda średnio do tego zachęca. Poza tym jestem tak nastraszona przez mamę, że boję się chodzić po Koperniku po ciemku.
I nawet zastanawiam się, czy nie olać jutro tego konkursu.

Tip of the day: Nie zapominaj, że w poniedziałki też jest długa przerwa. Poza tym to, że lubisz waniliową herbatę, nie znaczy od razu, że ona lubi ciebie.

♫ The Knife - Heartbeats