11.25.2010

Bilans ostatnich dni przedstawia się nadzwyczaj miernie. Nie robię nic poza klepaniem w komputer z książką na kolanach. Nawet nie zmyłam paznokci. Pocieszam się, że to coroczna przykrość zwana listopadem, i z ciastkami czekoladowymi nadal gapię w ekran. Przecież zaraz wyłączę. A jutro już jest piątek i tylko geografia, bez siedzenia do 15.10 w szkole.

Byle móc się wreszcie ogarnąć.

11.16.2010

I could really use a wish right now

Jeśli chodzi o moje fakultety, to jestem jak Hermiona, w dwóch miejscach w tym samym czasie; co więcej, wreszcie jest to w pełni oficjalne i mogłam oddać mój zmieniacz czasu.

Okropnie męczy mnie przymusowe noszenie glanów, a to dopiero niecały tydzień. Jeszcze ponad dwa, w najlepszym wypadku. A wszystko to przez i dla obcasów.

Mam fazę na refren głupiej piosenki z pseudoliterackim tekstem, jutro znienawidzoną zerówkę, niewypełnianą aplikację i zmianę planowego uniwersytetu, fantastycznie okropną pluszową czerwoną najeżkę, rozpisane wszystkie godziny jazd oraz cały deskowy komplet (a podobno ma nie być w tym roku śniegu). Nie mam natomiast talentu do hodowania i opieki nad roślinami i chyba trochę brak mi też... zdecydowania? I cierpliwości do pełnoletnich ludzi z klasy z ich dorosłymi problemami. Chyba tylko ja nie jestem dorosła po osiemnastych urodzinach; sporo mi do tego brakuje.
No ale tyle razy już to omawialiśmy (i omawiałyśmy) w różnych konfiguracjach, że naprawdę szkoda klawiatury.

♫♫♪ B.O.B. ft Hayley Williams - Airplanes